PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1084}

Dzikość serca

Wild at Heart
7,6 64 017
ocen
7,6 10 1 64017
7,5 34
oceny krytyków
Dzikość serca
powrót do forum filmu Dzikość serca

Dziki melodramat

użytkownik usunięty

Od „Ogniu krocz ze mną” David Lynch jest dla mnie mistrzem nierealnego teatru wypełnionego prawdziwą, ludzką emocją. I w zasadzie, jeżeli nie znaleźć ważnego dla przeżywania jego opowieści dystansu, to na ekranie zawsze toczyć się będą jedne z głupszych, nieznośnych i bezużytecznych historii jakie dotąd opowiedziano. A po drugiej stronie? No cóż, jeżeli po chwili rezerwy otworzy się serce, tam czekać już będzie na nas głęboka tajemnica życia a przy okazji „jakaś” artystyczna genialność.
Zacząłem oglądać „Dzikość serca” mając za sobą wszystkie najważniejsze filmy tego reżysera, z „Głową do wycierania” włącznie. A jednak, przez moment pomyślałem – Nie, do cholery, dość mam już Lyncha! Tego, naprawdę nie da się oglądać!
Próbowałem „przelecieć film”. Poużywać sobie jak z dziwką. Bez uczuć. Bez skrupułów. I prawie mi się udało. Tak, to żenujące.
Cofnąłem płytę. Zacząłem ogarniać myśli. Pomyślałem – Stary, może za dużo dosłownych opowieści? Za dużo czerni i bieli nie tyle za oknem, co gdzieś tu, wewnątrz? Może wyluzuj? Przestań łapczywie konsumować, licząc na pierwszą lepszą sensację lub jeszcze gorszą filozoficzną dumaninę. Po prostu, otwórz serce! Daj się...ponieść...
Byłem o krok od napisania tu oto, że ten film to niekończąca się katastrofa. Zły dzień, co tu dużo mówić. Na szczęście wtedy zaczęło się...
„Dzikość serca” jest dla mnie fenomenalną i na pewno jedną z najpiękniejszych opowieści o najważniejszym uczuciu w całym kosmosie. Jest historią dwojga zakochanych w sobie bezinteresownie ludzi, których uczucie mimo, iż wydaje się nie potrzebować prób na takie zostaje cały czas wystawione. Wszystko dlatego, że świat jest parodią miłości, jest drogą, po której wędrują jej ludzkie karykatury – zakompleksiona, nie zaznająca miłości matka, nienażarci bogaci zboczeńcy, kalekie szumowiny, obrzydliwie tłuste prostytutki, pedofile i ciągnący się jeszcze długo rząd nieszczęśliwych kreatur. W rzeczywistym świecie po prostu pogubionych ludzi, którym nie dane jest odkrywać prawdziwe emocje. I takie prawdopodobnie, choć nie jedyne, jest przesłanie pozornie surrealistycznego obrazu. Zwierzę się, mnie osobiście momentami nawet upokarzającego.
Widzialnie, słyszalnie, werbalnie ale przede wszystkim emocjonalnie „Dzikość serca” to arcydzieło. To esencja tego, o czym Lynch próbuje pięknie opowiadać w jakimś fragmencie a z czym wszyscy zmagamy się od zawsze.
Niesamowite dialogi, które czasem wydają się zabawne, czasem przerażające, wreszcie zupełnie niepotrzebne lecz tak naprawdę genialne. Oddają dokładnie stan tego, co można zobaczyć. A jeśli nie jesteśmy już pewni, że jeszcze oglądamy film a może już jesteśmy gdzieś wewnątrz całej historii, to są to nie tylko emocje bohaterów lecz także nasze, indywidualne przeżycia. Grzmot za grzmotem sztuki filmowej.
Jest jedno dla mnie niedociągnięcie w scenie z knajpą i kapelą trash metalową (tu miałem problem, bo na scenie widziałem perełkę, jednego z braci Cavalera z legendarnej Sepultury a dźwięki było bardzo trashmetalowe:). Otóż całej jej niezwykłości urok odbierały smętnie gibające się w tle panie, które po prostu wyglądały jak grupa statystek. Ale to kwestia mojej „indywidualnej” wyobraźni. I nie ma co bredzić, bo takie filmy kręci się tylko raz.

Bardzo dobre role, wszystkie. Choć te Willem Dafoe, Diane Ladd i Laury Dern szczególne.

Ale co innego jest najważniejsze. „This whole world is wild at heart and weird on top”.
Ode mnie jeszcze trzy kropki nieskończoności i początek milczenia. Polecam...

ocenił(a) film na 5

Ale się naczytałem:) Gdyby tak jeszcze ten film był tak ciekawy jak twój post...
Z całym szacunkiem dla twórczości Lyncha, ale po tym filmie mam mieszane uczucia. Nie potrafiłem się wczuc w ten klimat, dużo nie realnych elementów aż raziło w oczy, prawie wszyscy występujący to jacyś psyhole,
koncówka kiedy jakaś banda bije Sailora i ten pojawiający sie jemu anioł(zareagowałem śmiechem)tutaj nic nie trzyma się kupy. Dobra muzyka, świetna obsada i nazwisko reżysera nie wystarczy aby zrobic dobry film!

użytkownik usunięty
Olo_25

Myślę, że to sprawa dystansu. Choć mnie udzielił się on w pewnym momencie aż za bardzo. Ale chyba każda forma wyrazu jest do pewnego stopnia przesadą. Więc trzeba po prostu wczuć się. Szczególnie w historiach opowiadanych przez Lyncha. Nie analizować za wiele, nie doszukiwać się niepotrzebnie, po prostu swobodnie płynąć. Starać się to robić naturalnie. Wtedy nierealne czy nienormalne staje się naturalnie przerażające albo piękne. I wtedy jest mniej mieszanych uczuć.

Anioły, psychole i cała ta wariacja to nie przypadek. To życie, najzwyczajniej ludzka psychika, której Lynch daje wyraz w niezwyczajny sposób. Ubiera ją i obrazuje tak a nie inaczej. Dla mnie to jeden z ważniejszych kluczy do jego wyobraźni.

Pozdrowienia

ocenił(a) film na 8

Również uważam że odbiór tego filmu zależy od podejścia do tego specyficznego klimatu, jakim karmi naszą świadomośc Lynch.Dla mnie to film mistyczny, który najlepiej oglądać z lekkim przymrużeniem oka. Sceny, które wydają się na pierwszy rzut oka banalne i przerysowane, mają swój podtekst i głębszy sens. Wystarczy otworzyć serce, włączyć emocje i dodać gazu swojej duszy...

Olo_25


IDIOCI nie powinni miec dostępu do internetu.

ocenił(a) film na 10

"„Dzikość serca” jest dla mnie fenomenalną i na pewno jedną z najpiękniejszych opowieści o najważniejszym uczuciu w całym kosmosie. Jest historią dwojga zakochanych w sobie bezinteresownie ludzi, których uczucie mimo, iż wydaje się nie potrzebować prób na takie zostaje cały czas wystawione."



Moim zdaniem ten film to parodia miłości w wydaniu amerykańskim. On cowboy, w kurtce z e skóry węża ( symbolem jego indywidualności:)) śpiewający " love me tender", ona amerykańska blondynka, która po wysłuchaniu jego opowieści o przygodach erotycznych, mówi, że jest " gorąca jak asfalt w Georgii". Wyczytałem na forum GL, że w pierwotnej wersji film miał skończyć się, w ten sposób, że kochankowie nie wracają do siebie, na co nie zgodzili się producenci. Lynch chciał, więc chyba pokazać, że za tymi czułymi gestami nic się nie kryje. Gdyby wersja Davida przeszła, film miałby moim zdaniem głębszą wymowę. Pomysł z wróżką, jest jednak też bardzo fajny, różowa czarodziejka mówi głównemu bohaterowi aby nie bał się walczyć o marzenia - jakie to piękne:). No i jeszcze ta piosenka Elvisa na zakończenie, totalnie mnie rozwaliła.

użytkownik usunięty
wesoly_romek

Jak rozumiem wg. Ciebie to jest film o uczuciach mężczyzny i kobiety, za którymi nic się nie kryje, hmm?

ocenił(a) film na 10

Przeczytaj uważnie całą moją wypowiedz, nie wybieraj z niej jednego zdania, a zrozumiesz o czym był moim zdaniem ten film( zwróć szczególną uwagę na pierwsze zdanie)

użytkownik usunięty
wesoly_romek

Przeczytałem uważnie za pierwszym razem.

Piszesz, że film jest według Ciebie parodią miłości. Moim zdaniem jeżeli już parodiuje to tych, którzy żyją wokół kochanków i próbują ich uczucie skutecznie zniszczyć. A to opętana matka, a to jacyś dewianci. Kochanków traktuje tym czasem bardzo poważnie. Są wrzuceni w wir tego "kochającego inaczej" świata.

"Lynch chciał, więc chyba pokazać, że za tymi czułymi gestami nic się nie kryje". To jak rozumiem twój domysł, tylko pytanie skąd taka interpretacja, skoro film jest jedną wielką metaforą dzikości serca, metaforą żarliwego uczucia? Wątpię, że to jakiś żart. Gdyby choć przez moment potraktował zakochanych niepoważnie. Przeciwnie, jak już pisałem, ich świat emocji kontrastuje mocno ze światem wariatów, którzy żyją dookoła i Lynch to szaleństwo, to niebezpieczeństwo potrafi w typowy dla siebie sposób pokazać. A to scena ze szminką i opętaną matką, a to wizyta natręta Peru odwiedzającego Laurę itd. Tymczasem oni nie widzą poza sobą świata. Czego dowodem jest scena z wróżką, którą wspominasz. Przecież ona zaprzecza Twojemu przypuszczeniu, że film to gesty, za którymi nic się nie kryje. Jest wręcz odwrotnie. Uczucie jest w Ripley'u i nie gaśnie, choć czasem jak to w życiu potrzebuje jakiegoś znaku, jakieś iskry. Wróżka jest tego ucieleśnieniem.

I co w ogóle oznacza stwierdzenie "parodia miłości w wydaniu amerykańskim"?

ocenił(a) film na 10

"Wątpię, że to jakiś żart. Gdyby choć przez moment potraktował zakochanych niepoważnie."

Główni bohaterowie to właśnie postacie " niepoważne", czyli przerysowane. Lynch kpi sobie z amerykańskiego wzoru kobiecości - wiecznie gotowej na seks blondynki i z amerykańskiego wzoru męskości - cowoboya udającego elvisa.

"Przeciwnie, jak już pisałem, ich świat emocji kontrastuje mocno ze światem wariatów, którzy żyją dookoła i Lynch to szaleństwo, to niebezpieczeństwo potrafi w typowy dla siebie sposób pokazać"

Ja np.nie widzę tego kontrastu, wręcz przeciwnie, oni są elementem tego brutalnego, a zarazem kiczowatego świata. W jednej ze scen dziewczyna opowiada jak jej kuzyn włożył sobie karalucha do odbytu. W innej główny bohater opowiada jak uprawiał seks z pewna laską.

"Tymczasem oni nie widzą poza sobą świata. Czego dowodem jest scena z wróżką, którą wspominasz. Przecież ona zaprzecza Twojemu przypuszczeniu, że film to gesty, za którymi nic się nie kryje"

Jak już wcześniej napisałem, wróżki miało w pierwotnej wersji nie być. Scena z nią jest przerysowana, komiczna: oto różowa czarodziejka uświadamia głównemu bohaterowi, że kocha swoja dziewczynę. Przerysowana i komiczna jest właśnie pokazana w filmie miłość, czy raczej jej pozór, bo czy uczucie to polega na śpiewaniu "love me tender"?

użytkownik usunięty
wesoly_romek

W pewnym sensie oglądaliśmy dwie różne historie.

ocenił(a) film na 10

Filmy można interpretować na wiele sposobów, a im więcej interpretacji, tym lepsze kino:)

użytkownik usunięty
wesoly_romek

100% racji :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones